Kategoria: W wolnym czasie

Hanza Pałac w Rulewie

Hanza Pałac

 

Wyjazdy wakacyjne wiążą się zawsze z dużymi oczekiwaniami…

W tym roku odkryliśmy niesamowite miejsce – Hanza Pałac Wellness & SPA w Rulewie (niedaleko Grudziądza). Czterogwiazdkowy hotel malowniczo położony u wrót Borów Tucholskich, otoczony pięknym parkiem z okazałym starodrzewiem, soczyście zieloną murawą i oczkami wodnymi poprzecinanymi romantycznymi mostkami, nie zawiódł naszych oczekiwań.

 

Hanza Pałac

 

Hanza Pałac w Rulewie

 

Ustronne położenie, bliskość Borów Tucholskich, park i pokryte rzęsą stawy cieszyły nie tylko nas. Każdego ranka budziły nas radosne głosy nawołujących się w gałęziach drzew ptaków, a wieczorami rozbrzmiewały wesoło cykające świerszcze.

 

Hanza Pałac w Rulewie

 

Radość sprawiała jednak nie tylko bliskość natury, ale również możliwość aktywnego odpoczynku. W hotelowym parku usytuowany jest rozbudowany park linowy z pięcioma trasami, różniącymi się trudnością przeszkód i wysokością usytuowania, czyli wielkością wyzwalanej w nas adrenaliny i satysfakcji z ich pokonania. Ciekawostką jest trasa Tandem, którą można pokonać jedynie we dwójkę. Satysfakcję zapewnia też zjazd tyrolski nad parkowym stawem, drzewo wspinaczkowe, skok wahadłowy i skok pionowy, zwany przez instruktorów skokiem samobójcy. Polecamy szczególnie dwie ostatnie atrakcje. I nie martwcie się, jeżeli stojąc na drewnianej platformie skoku samobójcy, usytuowanej 13 metrów nad twardą, bardzo twardą ziemią, po spojrzeniu w dół, rozpłaczecie się ze strachu. Jak stwierdziła rezolutnie Mała Lia Lepiej się rozpłakać, niż zginąć.

 

Hanza Pałac w Rulewie park linowy

 

Hanza Pałac

 

Ciekawe atrakcje czekają tu także na najmłodsze dzieci. Z myślą o nich przygotowano niskopołożoną trasę linową, duży park zabaw i zagrodę ze zwierzętami.

Jeżeli to za mało, zawsze można skorzystać z basenu i strefy spa albo wybrać się na spływ kajakowy nurtem Wdy lub też zwiedzić okoliczne zamki krzyżackie (Malbork, Świecie, Gniew). W pobliżu znajduje się również stadnina koni oraz jeziora z kąpieliskami.

 

Hanza Pałac

 

Hanza Pałac

 

Po spływie czy zabawie w Tarzana trzeba oczywiście coś zjeść, żeby odzyskać utraconą energię. W tym wypadku Hanza Pałac także nas nie zawiódł. Zarówno jedzenie oferowane w formie bufetu, jak i a’la carte, było bardzo dobre.

 

 

Hanza Pałac

 

Pięknie i ekstremalnie …

Dziękujemy Hanza! Na pewno wrócimy!

 

Hanza Pałac

 

Hanza Pałac

 

Kajakiem przez Wdę

Spływ kajakowy Wdą

 

Wda (lewobrzeżny dopływ Wisły, przepływający przez Bory Tucholskie) zwana jest Czarną Wodą. Nazwa ta według Wikipedii wzięła się “od barwy wód rzeki: ciemnych, a czasami wręcz czarnych”. Dla nas Wda nie była wcale czarna. Pokryte gęstym listowiem drzewa, odbijające się w toni rzeki i bogata roślinność wodna, sprawiająca wrażenie wiosłowania przez długowłosy dywan, powodowały, że Czarna Woda mieniła się różnymi odcieniami zieleni. Ta relaksująca barwa, zmienny nurt Wdy (od wartkości górskiego potoku po ospałość rzeki), liczne zakola, zalesione brzegi, powalone lub przechylone drzewa (pod którymi można przepłynąć) oraz towarzystwo dzikiej przyrody (może nie zawsze dzikiej – kaczki chętnie podpływają do kajakarzy z nadzieją na poczęstunek) zapewniły niezapomniane przeżycia.

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Wda jest jednym z najbardziej malowniczych szlaków kajakowych o długości ok. 195 km, ale żeby poznać jej urokliwe zakątki nie trzeba płynąć aż tyle. Nawet kilkunastokilometrowy szlak (np. Stara Rzeka – Tleń) to idealny pomysł na sierpniowy aktywny weekend w towarzystwie szumu drzew i śpiewu ptaków. Polecamy.

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Spływ kajakowy Wdą

 

W drodze można spotkać kaczki, łabędzie, perkozy …

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Spływ kajakowy Wdą

 

… przepiękne turkusowo-granatowe ważki.

 

Spływ kajakowy Wdą

 

Kwiat paproci

Kwiat paproci

 

W dniu, w którym odchodzi wiosna i nastaje lato, w najkrótszą noc w roku, zakwita magiczny kwiat… Kwiat paproci… Podobno tylko wybrańcy mogą go zobaczyć…

 

Kwiat paproci

 

Mama Manousch

Mama Manousch

 

Choć lubimy gotować, wolimy, gdy ktoś gotuje dla nas. Chętnie skorzystaliśmy więc z oferty tegorocznego Restaurant Week (Festiwalu Najlepszych Restauracji) i wybraliśmy się do wrocławskiej restauracji  położonej przy ul. Świdnickiej 4, czyli do Mama Manousch, uznając, że nazwa to nie tylko ciekawa gra słów, ale również obietnica intrygującego miejsca i smaku…

Nie rozczarowaliśmy się. Restauracja zachęca nowoczesnym wystrojem z nutą vintage. Poza tym jest jasna i przestronna.

Atmosferę buduje również miła obsługa, no i oczywiście  kuchnia Damiana Bildzia. Wyrafinowana, indywidualna, nowoczesna i kolorowa.

W Mama Manousch można zjeść i pożywne śniadanie (nastrajające do pracy) i pyszny obiad. My w ramach Restaurant Week poszliśmy na trzydaniowy obiad.

Na przystawkę otrzymaliśmy verrine z buraków ze śmietaną, kozim serem i flatbread o niebanalnym, trudnym do zdefiniowania smaku. Był inny niż to, co do tej pory próbowaliśmy, ale Małej Lii smakowało. To powinno wystarczyć za rekomendację! Jak i to, że nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia przystawki. Byliśmy tak głodni, że nawet nie pomyśleliśmy o fotografowaniu.

Daniem głównym była perliczka z pomarańczą, musem z marchwi, pieczonym burakiem, żelem wiśniowym i botwiną. To danie nas zachwyciło. Idealnie zbalansowane smaki.

 

Mama Manousch - perliczka

 

Na deser zaserwowano elegancką wariację tarty tatin, którym oczywiście Mama Manousch kupiła Małą Lię.

 

Mama Manousch - tarta tatin

 

Na Facebooku właściciel opisuje swoją restaurację następującymi słowami:

Od sennych poranków aż po tętniące życiem nocne godziny ugościmy Was we wnętrzach skrytych za wielkimi witrynami, dzięki którym rytm miasta będzie na wyciągnięcie ręki.

Nam nie pozostaje nic innego jak tylko również zaprosić Was do Mama Manousch. Nie zawiedziecie się.

 

Mama Manousch

 

Przygotowania do Everestu (Tatry – Nosal)

Nosal - formacja skalna

Mała Lia zdobyła 1/8 Everestu, czyli Nosal (wysokość 1206 m n.p.m.)
Podejście na Nosal jest dość łatwe i krótkie, ale daje dużo satysfakcji. Ze skalistego wierzchołka roztaczają się bowiem niesamowite widoki.

 

Widok z Nosala

 

Widok-na-Kalatówki-Kuźnice-kolejkę-na-Kasprowy-Wierch-thelksinoe

 

Szlak (rozpoczynający się przy strumieniu Bystra) początkowo biegnie wśród drzew, wzdłuż tego strumienia. Trudności są jedynie na początku, później trasa jest dużo łatwiejsza, ukazując przepiękne widoki na Polanę Kuźnicką, Giewont i Kalatówki. Na skalisty szczyt dociera się (uwzględniając krótkie przerwy na odpoczynek) po niespełna godzinie.

 

Nosal skały

 

Skały Nosala

 

Z Nosala można pójść do Doliny Olczyskiej (potem na Polanę Kopieniec) lub na Halę Gąsienicową. Można też zejść do Kuźnic i zakończyć wspinanie.

Widok na Giewont

Widok-na-Krzyżne-Żółtą-Turnię-Granaty-thelksinoe

Skupniów Upłaz

Zejście na Halę Gąsienicową

Szlak na Halę Gąsienicową może nie jest bardzo trudny, ale długi i przez to chwilami wyczerpujący. Musimy przejść Boczań, Skupniów Upłaz i Przełęcz między Kopami. Cały wysiłek rekompensuje jednak piękno i majestat szczytów oraz pyszne jedzenie, czekające na strudzonego taternika w schronisku Murowaniec położonego na wysokości 1500 m n.p.m., a także – jak w przypadku Małej Lii – pieczątka, dokumentująca wspinaczkę.

Hala Gąsienicowa

Hala Gąsienicowa i Kościelec

Hala Gąsienicowa

Kościelec i Mały Kościelec

Pędzące żółwie

Pędzące żółwie
 

Pędzą, pędzą żółwie,
stary i smarkaty,
w żółwim tempie pędzą…
pędzą do sałaty.

Znacie tę piosenkę. Nie?! Nic dziwnego, właśnie ją wymyśliłem, a dlaczego? Odpowiedź jest prosta…

Lubimy żółwie. I te wojownicze, co wschodnie sztuki walki znają lepiej od Bruce’a Lee i Jackie Chana, i te, które – jak żółwik Sammy – przemierzają głębiny oceanów. Ale choć podziwiamy wyczyny Leonardo i jego braci, choć lubimy Sammy’ego i jego przyjaciół, w naszym domu rządzi pięć innych żółwi. Kolorowych, pędzących żółwi. Nasze żółwie uwielbiają wyścigi… oczywiście jeśli tylko cel jest wart takiego wysiłku… A co może lepiej zmotywować żółwie do sprintu niż grządka sałaty…

Pędzące żółwie brzmi jak oksymoron, ale istnieją naprawdę. To wspaniała gra logiczna, z dość znacznym elementem losowym, która spodoba się zarówno dorosłym (my ją uwielbiamy), jak i dzieciom (Mała Lia też ją kocha).

Trudno zresztą jej nie polubić, skoro ma właściwie same zalety… Po pierwsze, jest porządnie wydana. Kolorowe karty, zabawne drewniane figurki żółwi intrygują i bawią. Po drugie, jest prosta… Po trzecie, wywołuje przyjazną interakcję graczy. Po czwarte, gra się w nią szybko. To idealna rozrywka na sobotni wieczór.

Zasady gry są proste – żółwie biorą udział w wyścigu do sałaty. Każdy z graczy na początku gry losuje jednego żółwia, którego próbuje – oczywiście jako pierwszego – doprowadzić do celu. Starać się przy tym trzeba, żeby pozostali gracze nie odkryli za wcześnie, za którym stoimy żółwiem, nie chcemy przecież, żeby odebrali nam laur (przepraszam)… sałatę zwycięstwa. W swojej turze gracz zagrywa wybraną kartę i porusza zwierzątkiem w kolorze wskazywanym przez kartę. Żeby utrzymać w tajemnicy kolor swojego żółwia oraz żeby wygrać, w zależności od zagranej karty, raz porusza się swoim żółwiem, raz obcym… Pamiętajmy jednak, że choć żółwie są wolne i leniwe, sprytu im nie brakuje. Po co się męczyć, po co trudzić swoje małe łapki, kiedy na grzbiecie może cię przenieść twój rywal…

 

Pędzące żółwie

 

Beskidzki barok

Beskid - widok ze Skrzycznego

Ostatni weekend sierpnia to ostatnia szansa, żeby tuż przed rozpoczynającym się wrześniem uciec od zgiełku wielkiego miasta. Idealnie do tego nadają się Beskidy, o których Gustaw Morcinek powiedział kiedyś:

Tatry to gotyk, Beskidy zaś – barok. Ów barok widzimy nie tylko w kształcie Beskidów, lecz spotkać go można na całej tej ziemi. Skądkolwiek na nią spojrzeć, płynie w miękkich – falistych – łagodnych liniach, i płynie, zdawałoby się na skraj świata.

Beskidy to grupa pasm górskich, do których należy m.in. Beskid Śląski, oferujący liczne szlaki piesze i rowerowe, piękne widoki i wspaniałą przygodę. Warto tu przyjechać, aby podziwiać górskie krajobrazy, zdobyć Czantorię, Klimczoka…

 

Panorama Beskidów

Widok z drogi na Klimczoka

 

…i Skrzyczne – górujący nad okolicą szczyt, łatwy do zidentyfikowania z uwagi na posadowiony na nim nadajnik RTV.

 

Widok na Skrzyczne ze Szczyrku

 

Widok na Skrzyczne

 

Z drogi na Skrzyczne

 

Beskid ze Skrzyczne

 

W trakcie wędrówki na Klimczoka odpocząć można w jednym z  najpiękniejszych  schronisk w Polsce – w Chacie Wuja Toma.

 

Chata Wuja Toma

 

figura-sw-jakuba-klimczok-thelksinoe

 

Flora Beskidu Śląskiego

 

Czy Morze Czarne jest czarne…

Saint Thomas - zdjęcie pochodzi ze strony st-thomasbg.com

 

W te wakacje postanowiliśmy sprawdzić, czy Morze Czarne jest naprawdę czarne …

i jak to jest, kiedy mówi się „tak”, kiwając jednocześnie głową z boku na bok (czyli w sposób w jaki my Polacy wyrażamy „nie”).

Na miejsce naszych badań wybraliśmy Hotel Saint Thomas (Sveti Toma), malowniczo położony na niewielkim cyplu, górującym nad rozbijającymi się o skały falami Morza Czarnego.

 

saint-thomas-sveti-toma-thelksinoe

 

Sveti-toma-Saint-Thomas-Hotel-thelksinoe
sveti-toma-thelksinoe
widok-z-nad-basenu-sveti-toma-sunrise-thelksinoe

Do Bułgarii polecieliśmy samolotem wyczarterowanym przez nasze biuro podróży. Pełny pokład budził nadzieję, że w hotelu znajdziemy miłych towarzyszy nocnych degustacji drinków i koktajli, a Mała Lia – koleżankę. Całą drogę zastanawialiśmy się więc, kto wybrał ten sam hotel, co my. Wytypowaliśmy 5 rodzin i okazało się, że … byliśmy jedynymi Polakami w hotelu… (przynajmniej tak nam się wydawało). Pozostałymi gośćmi byli przede wszystkim … Bułgarzy (dziwne, prawda ? 🙂 ), a nadto Czesi, Rosjanie i Niemcy. Może powinniśmy złożyć reklamację 🙂 , podobnie jak to zrobili pewni Norwegowie (więcej tutaj).

 

W drodze do Bułgarii

 

Towarzystwo innych rodaków nie było na szczęście potrzebne. Hotel i okolice, a właściwie Holiday Village Saint Thomas (Sveti Toma), jak zwie się cały kompleks, okazały się magicznym miejscem. Widoczne niemal z każdego miejsca morskie bałwany i słyszalny nawet w pokojach ich szum działały niezwykle odprężająco.

 

holiday-village-sveti-toma-saint-thomas-bułgaria-bulgaria-thelksinoe

 

sveti-toma-saint-thomas-bułgaria-hotel--bulgaria-thelksinoe

 

sveti-toma-holiday-village-saint-thomas-bułgaria-hotel-thelksinoe

 

Do tego 5 basenów zewnętrznych, basen kryty, dwie plaże (jedna przy hotelu i druga Arkutino) z barami, parasolami i leżakami… Cisza i – w zasadzie – niewielka liczba mieszkańców i gości sprawiły, że naprawdę odpoczęliśmy. Czego chcieć więcej…

 

Droga na plażę
wschód-nad-basenem-sveti-toma-thelksinoe
wschód-słońca-nad-morzem-czarnym-thelksinoe

Na-plaży-Arkutino-thelksinoe

 

Saint-Thomas-Sveti-Toma-Arkutino-Thelksinoe

 

Kogo zaś znudzi opalanie i pływanie, może wybrać się na bezkrwawe łowy po okolicy, na krótki rejs po mającej niedaleko ujście rzece Ropotamo, słynnej z bytujących tam żółwi albo odwiedzić pobliski Sozopol.

 

bułgarski-grajek-sveti-toma-thelksinoe

 

żółw-nad-ropotamo-thelksinoe
bułgarski-grajek-thelksinoe

Co do barwy morza – dowiedzieliśmy się, że to siarczki (morze jest największym na świecie zbiornikiem wody beztlenowej) barwią wodę na czarno, ale dla nas kolor morza był daleki od czerni.

 

Arkutino-sveti-toma-saint-thomas-plaża-thelksinoe

 

A z tym dziwnym potakiwaniem nie jest prosta sprawa. Prawdę mówiąc, do ostatniego dnia pobytu odpowiadając tak, kiwaliśmy głową po “naszemu”.

 

Poznaliśmy natomiast legendę, próbującą wyjaśnić tę tradycję. Kiwanie głową pochodzi podobno z czasów, gdy Bułgaria znalazła się pod panowaniem państwa osmańskiego. W jednej z miejscowości Turcy zebrali chrześcijan przed cerkwią, przyłożyli im szable do szyi i pytali, czy przyjmują wiarę muzułmańską. Ci, którzy mówili nie (NE) i kiwali głową na boki, pozbawiali się życia. Bułgarzy zmienili więc sposób potakiwania głową i gdy Turkom mówili NE, kiwali głową w dół.

 

Okolice Arkutino

 

Zachód słońca

W drodze do Samotni

Samotnia nad Małym Stawem

 

Kochamy góry. Ich budzący szacunek majestat zmusza do zadumy i refleksji, a zapierające dech w piersiach widoki są tym, co daje nam siłę, radość i wytchnienie.

Dlatego też, gdy tylko znajdziemy choć chwilę wolnego czasu, wybieramy się na górskie szlaki np. w Karkonosze.

W Karkonoszach pełno jest magicznych miejsc i zakątków, które pozwalają nam poczuć moc natury. Jednym z nich jest Kocioł Małego Stawu, nad którym to stawem stoi jedno z najstarszych schronisk w Polsce – Samotnia.

Samotnia to nie jest zwykłe schronisko, to wyjątkowe miejsce, gdzie czuje się ducha gór…

 

Samotnia na Małym Stawem

 

Żeby dotrzeć do Samotni, trzeba zboczyć ze szlaku prowadzącego od świątyni Wang na Śnieżkę. Droga do schroniska nie jest trudna, bez obaw możemy zabrać ze sobą swoje pociechy.

 

Świątynia Wang

 

Droga do Samotni

 

W drodze do Samotni

 

Schronisko jest położone 1195 m n.p.m.  Jego okolice, jak i samo wnętrze, zachwyci wszystkich, którzy kochają góry.

 

Samotnia

 

Kocioł Małego Stawu
Kocioł Małego Stawu
Mały Staw

Zapach poziomek

Zapach poziomek
Pierwszy dzień wakacji ma zapach wolności i … poziomek.

Jest też jak pierwszy dzień nowego roku …pełen postanowień…

… że przeczytamy zaległe książki, będziemy się spotykać z przyjaciółmi, doprowadzimy swoje ciało do idealnej formy, zobaczymy miejsca, których jeszcze nie widzieliśmy…

Czy te plany zrealizujemy i jakie będą tegoroczne wakacje, to zależy głównie od nas samych.

 

Letni wchód słońca

Zwiedzajmy zatem świat, nie zapominając przy tym, że w Polsce jest mnóstwo pięknych i magicznych miejsc,
czytajmy książki, które pobudzą naszą wyobraźnię …
odwiedźmy bliskich, choć tak daleko mieszkają,
i oddychajmy wolnością…
żeby nabrać sił na realizację innych naszych marzeń…

 

Lato nad jeziorem
Wszystkim naszym Czytelnikom życzymy bezpiecznych, pełnych radosnych przygód wakacji.
Początek lata początek przygody
P.S. A nasze plany? Dzisiaj kupiliśmy gitarę, więc … będziemy grać.
Gitara