Po kilku nieudanych próbach zrozumienia pierwszego zdania powieści Golden Hill (ponad pół strony!), stwierdziłem „nie dam rady”, nie dam rady jej przeczytać… ale potem zrozumiałem zamysł autora i przeczytałem kolejne zdanie i kolejne… i wpadłem… Zanurzyłem się w uliczkach osiemnastowiecznego Nowego Jorku, by w towarzystwie barwnych nowojorczyków i tajemniczego Richarda Smitha z niemałą przyjemnością śledzić intrygę, obserwować życie Nowego Jorku i chłonąc zdanie za zdaniem, przerzucać stronę za stroną, aż do ostatnich słów powieści.
Golden Hill Francisa Spufforda to powieść dowcipna w formie i poważna w treści. Dowcipna, bo autor kpi z maniery powieści historycznej, z mody na archaizację języka, słownictwa i składni oraz z wszechwiedzącego narratora. Przede wszystkim, z rozmysłem rozbudowuje do granic absurdu początkowe zdania powieści, ośmieszając modny wśród pisarzy książek historycznych trend do przesadnej stylizacji języka powieści. Po drugie, jego narrator nie jest wszechwiedzący. Przeciwnie, mimo że opisuje pikietę czy pojedynek na rapiery, zasady zarówno tej gry karcianej jak i szermierki są mu obce. Dlaczego? To jedna z tajemnic powieści, na której odkrycie trzeba poczekać do ostatniego rozdziału. Tożsamość narratora to zresztą nie jedyny wątek, która skrywa powieść. Niemniej tajemniczy jest główny bohater powieści, Richard Smith. Wiemy tylko jedno, że przypłynął z Londynu do Nowego Jorku z wekslem opiewającym na niebotyczną – jak na połowę osiemnastego wieku – kwotę 1000 funtów. Ale kim jest? Jakie ma plany? Czy jest oszustem, szpiegiem czy – nie daj Bóg – katolikiem? Po co przypłynął do Ameryki? Co zamierza zrobić z tą niemałą fortuną? I czy w ogóle uda mu się spieniężyć weksel? – tego dowiemy się dopiero pod koniec książki. Francis Spufford umiejętnie bowiem posługuje się suspensem. Do ostatnich stron utrzymuje nas w niewiedzy co do zamiarów Smitha, skromnie – z aptekarską precyzją – dawkując ujawniane informacje. I w tym tkwi główny urok tej historii, choć niejedyny.
Golden Hill to nie tylko inteligentny pastisz powieści historycznej, ale również (a może przede wszystkim) fascynujący portret osiemnastowiecznego Nowego Jorku, czyli niewielkiego, bo liczącego zaledwie 7000 mieszkańców miasteczka. Miasteczka, które już intryguje, kusi i przywiązuje do siebie swoją magią i równie fascynującymi mieszkańcami.