Na świecie jest tylko trzech mężczyzn, które znają kobiety. Wśród nich jest Janusz L. Wiśniewski, o pozostałych dwóch nie będę tu wspominać…
Uwielbiam Janusza L. Wiśniewskiego, jego twórczość, sprawność w posługiwaniu się słowem i spostrzegawczość. Tylko on potrafi dostrzec ciekawy temat w każdym szarym życiu, a w czarnobiałym filmie wypatrzeć jeden kolorowy kadr i z tego krótkiego fragmentu czyjejś codzienności stworzyć mini arcydzieło, opowiadanie albo felieton. I to takie, nad którym nie da się przejść do porządku dziennego, które nie można odstawić na boczny tor niepamięci. O nie, każde z tych utworów zapada w pamięć, wnika w naszą korę mózgową i serca. Zmusza do myślenia i budzi uczucia, albo pełne nostalgii i refleksji nad ludzkim życiem, albo też pełne agresji i sprzeciwu wobec przedstawionej rzeczywistości.
Podobnie jest z najnowszą książką Janusza L. Wiśniewskiego, zatytułowaną Spowiedź niedokończona. Spowiedź niedokończona to zbiór właśnie takich felietonów. Zbiór utworów-arcydzieł. Arcydzieł, w których Autor pisze zarówno o genetyce i samolubnym genie, jak i o miłości i zdradzie, ale czyni to w taki sposób, że nawet najbardziej banalna wypowiedź jego bohaterów (osób, które wysłuchał – np. kata), najzwyklejszy ich dzień, zmienia nasz punkt widzenia na poruszony temat.