Wierzymy (lub przynajmniej chcemy wierzyć), że życie jest sprawiedliwe, że los za zło odpłaca karą, że wynagradza dobro, a krzywdę naprawia. Chcemy wierzyć, że życie może być bajką. Że biedny pastuszek, młynarczyk czy szewczyk za swą odwagę i spryt otrzyma pół królestwa i rękę księżniczki. Że pocałunek prawdziwej miłości potrafi odczynić klątwy i wybudzić z wiecznego snu… Tymczasem… Tymczasem w życiu jedni mogą zrealizować, wszystko co zamarzą, bo los im zawsze sprzyja. Innym od początku (tj. od narodzin) los rzuca kłody pod nogi – rodzą się z wadami genetycznymi, żyją w biedzie i umierają w samotności. Biedni, zamiast otrzymać pół królestwa, umierają z głodu lub w chorobie. Dobroć nie chroni przed przestępczością, chorobą lub biedą. Dzieci padają ofiarami pedofilii, a zamiast naprawy krzywd czeka je choroba, śmierć lub zniszczona psychika… A pocałunek prawdziwej miłości nie ma aż takiej cudownej mocy…
Powieść Małe życie Hanyi Yanagihary to wstrząsająca opowieść o niewyobrażalnej krzywdzie i równie wielkiej przyjaźni, której akcja toczy się w Nowym Jorku (czyli właśnie w mieście przyjaźni, tu przecież mieszkają także bohaterowie sitcomów o przyjaźni Przyjaciele i Jak poznałem waszą matkę). Z tym, że w odróżnieniu od wskazanych seriali ta historia nie bawi, nie wywołuje salw śmiechu. Przeciwnie, brutalnie wyciska łzy i zmusza do refleksji. Małe życie to taka bajka nie-bajka. Z jednej strony – pokazuje, że los wynagradza jej bohaterów (czwórkę przyjaciół) za ich dobroć. Każdy z nich osiąga niesamowity sukces w wybranym zawodzie. JB staje się wielkim malarzem, Malcolm wybitnym architektem, Willem aktorem o światowej sławie, a Jude znakomitym adwokatem. Zło spotyka kara (gwałciciel Caleb długo nie cieszy się życiem), a krzywdzony od dziecka Jude (główny bohater powieści), sierota i wychowanek domu dziecka, poznaje smak przyjaźni i miłości (również rodzicielskiej). I to miłości i przyjaźni bezwarunkowej, szczerej, prawdziwej i potężnej, ale niestety nie wszechpotężnej. Bo – z drugiej strony – choć czasami los wynagradza dobroć, karze zło, to jednak nagroda nie jest pełna, kara nie jest adekwatna do przewinienia, a szczęście nie jest wieczne.
Małe życie zostało okrzyknięte najgłośniejszą amerykańską powieścią 2015 r. Nie mam wątpliwości, że tak jest. Ta książka krzyczy – o tym, że człowiek człowiekowi może być nie tylko wilkiem, ale i przyjacielem. Że przyjaźń może uczynić znośnym nawet życie pełne cierpienia i udręk. Może nie przerwie pasma krzywd, ale pozwoli przez nie przejść i da chęć do dalszego życia…
Małe życie to lektura obowiązkowa… Przeczytajcie koniecznie!