Pędzą, pędzą żółwie,
stary i smarkaty,
w żółwim tempie pędzą…
pędzą do sałaty.
Znacie tę piosenkę. Nie?! Nic dziwnego, właśnie ją wymyśliłem, a dlaczego? Odpowiedź jest prosta…
Lubimy żółwie. I te wojownicze, co wschodnie sztuki walki znają lepiej od Bruce’a Lee i Jackie Chana, i te, które – jak żółwik Sammy – przemierzają głębiny oceanów. Ale choć podziwiamy wyczyny Leonardo i jego braci, choć lubimy Sammy’ego i jego przyjaciół, w naszym domu rządzi pięć innych żółwi. Kolorowych, pędzących żółwi. Nasze żółwie uwielbiają wyścigi… oczywiście jeśli tylko cel jest wart takiego wysiłku… A co może lepiej zmotywować żółwie do sprintu niż grządka sałaty…
Pędzące żółwie brzmi jak oksymoron, ale istnieją naprawdę. To wspaniała gra logiczna, z dość znacznym elementem losowym, która spodoba się zarówno dorosłym (my ją uwielbiamy), jak i dzieciom (Mała Lia też ją kocha).
Trudno zresztą jej nie polubić, skoro ma właściwie same zalety… Po pierwsze, jest porządnie wydana. Kolorowe karty, zabawne drewniane figurki żółwi intrygują i bawią. Po drugie, jest prosta… Po trzecie, wywołuje przyjazną interakcję graczy. Po czwarte, gra się w nią szybko. To idealna rozrywka na sobotni wieczór.
Zasady gry są proste – żółwie biorą udział w wyścigu do sałaty. Każdy z graczy na początku gry losuje jednego żółwia, którego próbuje – oczywiście jako pierwszego – doprowadzić do celu. Starać się przy tym trzeba, żeby pozostali gracze nie odkryli za wcześnie, za którym stoimy żółwiem, nie chcemy przecież, żeby odebrali nam laur (przepraszam)… sałatę zwycięstwa. W swojej turze gracz zagrywa wybraną kartę i porusza zwierzątkiem w kolorze wskazywanym przez kartę. Żeby utrzymać w tajemnicy kolor swojego żółwia oraz żeby wygrać, w zależności od zagranej karty, raz porusza się swoim żółwiem, raz obcym… Pamiętajmy jednak, że choć żółwie są wolne i leniwe, sprytu im nie brakuje. Po co się męczyć, po co trudzić swoje małe łapki, kiedy na grzbiecie może cię przenieść twój rywal…