W te wakacje postanowiliśmy sprawdzić, czy Morze Czarne jest naprawdę czarne …
i jak to jest, kiedy mówi się „tak”, kiwając jednocześnie głową z boku na bok (czyli w sposób w jaki my Polacy wyrażamy „nie”).
Na miejsce naszych badań wybraliśmy Hotel Saint Thomas (Sveti Toma), malowniczo położony na niewielkim cyplu, górującym nad rozbijającymi się o skały falami Morza Czarnego.
Do Bułgarii polecieliśmy samolotem wyczarterowanym przez nasze biuro podróży. Pełny pokład budził nadzieję, że w hotelu znajdziemy miłych towarzyszy nocnych degustacji drinków i koktajli, a Mała Lia – koleżankę. Całą drogę zastanawialiśmy się więc, kto wybrał ten sam hotel, co my. Wytypowaliśmy 5 rodzin i okazało się, że … byliśmy jedynymi Polakami w hotelu… (przynajmniej tak nam się wydawało). Pozostałymi gośćmi byli przede wszystkim … Bułgarzy (dziwne, prawda ? 🙂 ), a nadto Czesi, Rosjanie i Niemcy. Może powinniśmy złożyć reklamację 🙂 , podobnie jak to zrobili pewni Norwegowie (więcej tutaj).
Towarzystwo innych rodaków nie było na szczęście potrzebne. Hotel i okolice, a właściwie Holiday Village Saint Thomas (Sveti Toma), jak zwie się cały kompleks, okazały się magicznym miejscem. Widoczne niemal z każdego miejsca morskie bałwany i słyszalny nawet w pokojach ich szum działały niezwykle odprężająco.
Do tego 5 basenów zewnętrznych, basen kryty, dwie plaże (jedna przy hotelu i druga Arkutino) z barami, parasolami i leżakami… Cisza i – w zasadzie – niewielka liczba mieszkańców i gości sprawiły, że naprawdę odpoczęliśmy. Czego chcieć więcej…
Kogo zaś znudzi opalanie i pływanie, może wybrać się na bezkrwawe łowy po okolicy, na krótki rejs po mającej niedaleko ujście rzece Ropotamo, słynnej z bytujących tam żółwi albo odwiedzić pobliski Sozopol.
Co do barwy morza – dowiedzieliśmy się, że to siarczki (morze jest największym na świecie zbiornikiem wody beztlenowej) barwią wodę na czarno, ale dla nas kolor morza był daleki od czerni.
A z tym dziwnym potakiwaniem nie jest prosta sprawa. Prawdę mówiąc, do ostatniego dnia pobytu odpowiadając tak, kiwaliśmy głową po “naszemu”.
Poznaliśmy natomiast legendę, próbującą wyjaśnić tę tradycję. Kiwanie głową pochodzi podobno z czasów, gdy Bułgaria znalazła się pod panowaniem państwa osmańskiego. W jednej z miejscowości Turcy zebrali chrześcijan przed cerkwią, przyłożyli im szable do szyi i pytali, czy przyjmują wiarę muzułmańską. Ci, którzy mówili nie (NE) i kiwali głową na boki, pozbawiali się życia. Bułgarzy zmienili więc sposób potakiwania głową i gdy Turkom mówili NE, kiwali głową w dół.